sobota, 12 września 2015

Jak żyć zdrowo

      Zawsze powtarzam, że nasi rodzice mieli o wiele łatwiejsze zadania przy wychowywaniu nas. Nie mieli tak wielu wyborów, z wielu rzeczy nie zdawali sobie  sprawy. My dzisiaj musimy decydować o wszystkim, nie możemy do żadnej instytucji mieć 100% zaufania. I w ten sposób wśród naszych znajomych pojawiają się coraz skrajniejsze poglądy dotyczące różnych aspektów życia. Jedni w ogóle nie szczepią dzieci, inni przeszli na wegetarianizm, jeszcze inni bardzo restrykcyjnie zmienili dietę eliminując cukry, konserwanty. Każdy w coś się zagłębia, czyta, szuka. Staram się wykorzystywać ich wiedzę i zaangażowanie. Nie we wszystkim zgadzam się z nimi, nie we wszystkim ich naśladuję. Ale czerpię z ich mądrości wprowadzając zmiany w naszym życiu. 
       Zacznę od swojego konika, czyli "wyrzuć chemię z domu". Napisałam kiedyś coś niecoś tutaj. Staram się, aby było to dla mnie stylem życia, a nie wysiłkiem podejmowanym każdego dnia. Jasne, że nie zawsze wszystko uda mi się zrealizować. Po urodzeniu Tomka kupiłam sobie środki czyszczące "eko". Nie są one tak cudowne, jak soda z octem;), ale czasem z braku czasu muszę się nimi poratować (np. szybko wyszorować wc, bo zapowiedzieli się goście i nie mogę czekać aż minie 15 minut po reakcji octu i sody). Jednak staram się mieć zawsze gotowy mój eko proszek, orzechy, naturalne olejki zapachowe, sodę i ocet. Nigdy nie myję łazienki środkami zawierającymi  chlor, a moi goście na pewno potwierdzą, że nie wyglądają odrażająco. I nie śmierdzi. Mogłabym się rozpisywać na ten temat, ale udostępniłam link do bloga, gdzie można znaleźć te informację, więc się nie będę powtarzać. 
        Zdrowe żywienie. Tutaj źródeł mojej wiedzy mam sporo, bo i temat coraz popularniejszy. Mieszkanie na wsi umożliwia mi kupowanie warzyw i czasem mięsa bezpośrednio od rolników, a stałym dostarczycielem witamin dla moich dzieci jest dziadek. Mamy świeżutką marchewkę, ziemniaki, seler, por, przyprawy i owoce. Zrobiłam całkiem sporo zapasów na zimę, a ich największą wadą jest spora zawartość cukru. Jak to w dżemach i kompotach bywa. Nie jestem też niestety na tyle zdeterminowana, żeby wyeliminować z naszej diety całkowicie słodycze, ale staram się i co jakiś czas na nowo postanawiam zaspokajać potrzeby słodkości swoich dzieci czymś zdrowym. Mamy także zasadę zdrowych śniadań, które już tak się zadomowiły u nas, że po powrocie ze szpitala z Tomkiem mój syn zapytał, czy mogę im wreszcie zrobić na śniadanie coś zdrowego, bo tata to tylko te płatki i płatki. Robię im różne kasze, płatki (owsiane, orkiszowe, jęczmienne itp.) z miodem, na gęsto, na mleku ( wrogów mleka informuję, że mleko uwielbiamy i i tak pić będziemy). Obiadów staram się nie przesalać, a zastępować przyprawy świeżymi ziołami. Mam swoje pomysły na podwieczorki i lekkie kolacje. Jasne, że przy tym zdarzają się dni, że wszyscy faceci w domu się buntują przeciwko mnie i serwują na kolację tosty albo robimy pizzę. Co do przepisów i ulubionych blogów, stronek, innym razem napiszę.
           Choroby, szczepionki, leczenie. Główna zasada naszego domu, unikamy wizyty u lekarza jak ognia. Nie biegam z katarkiem do lekarza, żeby przywieźć z poczekalni zapalenie płuc albo biegunkę. Udało nam się znaleźć takiego pediatrę, że antybiotyki przestały niemal funkcjonować w naszej rodzinie. Pani doktor bardzo spokojnie podchodzi do chorób, prędzej zrobi niezbędne badania niż niepotrzebnie nafaszeruje dziecko chemią. Jeżdżę do niej głównie w celach osłuchowych i potwierdzam, że moje metody działają. Moje i jej zarazem. Katar leczymy kąpielami w soli morskiej, inhalacjami solą fizjologiczną, inhalacjami z tymianku i ziela macierzanki. Najczęściej udaje nam się w ten sposób uniknąć kaszlu. Jak się nie uda, to metoda stosowana jest dalej. Zaprzyjaźniliśmy się z witaminą C ( kupiłam 1kg i pijemy rozpuszczoną w wodzie), czosnkiem, cebulą i miodem. Od czasu do czasu serwuję chłopakom tzw. bombę witaminową ( sok z pomarańczy, zblenderowany banan, czy jabłko czy marcheweczka i do tego pół łyżeczki zmielonego siemienia lnianego, pestek z dyni i słonecznika). Myślę, że powinniśmy nasz organizm uczyć, aby sam zwalczał choroby. A nieustanne faszerowanie siebie i dzieci antybiotykami nie da takiego rezultatu.
          Szczegółowo tematy jeszcze omówię osobno.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sprawa Alfiego

O historii małego Alfiego, którego próbuje się zabić w Liverpolu słyszeli już chyba wszyscy. I wierzyć się nie chce, że takie rzeczy dzieją ...