wtorek, 15 września 2015

Jak żyć zdrowo - mniej chemii

       Jak pisałam wcześniej, staram się żyć zdrowo. Pierwsze zmiany zaczęły się zwyczajnie z powodów zdrowotnych. Źle znosiłam działania środków chemicznych, miałam problemy z zatokami. Apogeum problemów pojawił się na studiach ( zajęcia laboratoryjne z chemii) i wtedy zrozumiałam jakie jest źródło moich nieustannych problemów. Oczywiście nie jest to tak, że z dnia na dzień rzucamy się w ekożycie i problemy się kończą. Wszystko przychodzi powoli, do wielu rzeczy trzeba się przekonać. Najłatwiejsze było zrezygnowanie z rozpylanych środków czyszczących typu Pronto czy do szyb na fali był Mr Muscle. Szmatki z mikrofibry okazały się tak samo skuteczne i teksty jak to te płyny chronią przed osiadaniem się kurzu okazały się totalną bzdurą. Kurz był tak czy siak. Najtrudniejszym etapem była rezygnacja z chemii w łazience. Wszyscy znamy te reklamy przedstawiające obrzydliwe potwory w naszej toalecie. Wydawało mi się, że używanie środków typu Cif czy Domestos ( o zgrozo!) to po prostu dbanie o higienę. To ja się zastanawiam jak to jest, że od kiedy nie używam środków chemicznych do mycia wanny, nie robi mi się charakterystyczny osad? W mojej ubikacji wcale nie śmierdzi, a zlew jak nie jest oblepiony czekoladą albo farbami, to też jakoś się go specjalnie brud nie trzyma. Do wanny i prysznica używam najczęściej płynu z orzechów indyjskich. Można go kupić albo też sobie samemu przyrządzić gotując owe orzechy po prostu. Jeśli chodzi o mycie toalety to chłopaki kłócą się, kto będzie to robił. Ocet z sodą oczyszczoną to dla nich świetna atrakcja. Przy okazji przyzwyczajają się do stałych obowiązków. Zapewne teraz krzyczą przewrażliwione matki, że jak ja mogę dopuścić dziecko do mycia toalety. Tak jak dopuszczam do korzystania z niej i jest zapewne bezpieczniejszy niż wasza wanna wyszorowana cifem, który bardzo trudno spłukać i niemal zawsze ktoś się z nim kąpie. A kogo pierwszego wrzucamy do kąpieli? Na początku trudno się przyzwyczaić, że o tym czy jest czysto nie świadczy zapach kwiatów, sosny czy czegoś jeszcze innego. A jeśli mam ochotę, żeby pachniało, używam olejków eterycznych. Mam też wodny odkurzacz, to sobie czasem wkroplę nieco do zbiornika. Natomiast trzeba uświadomić sobie, że - zgodnie z reklamą!- może pięknie pachnieć i być brudno. Kolejnym argumentem przeciwko środkom chemicznym jest fakt, że zbyt sterylne warunki są dla nas i przede wszystkim dla naszych dzieci niebezpieczne. Naukowcy coraz częściej biją na alarm w tej sprawie, ale chyba są skutecznie zagłuszani przez wielkie chemiczne korporacje. Poprzez brak bieżącego kontaktu z bakteriami ( tak, chlor je wyniszczy, a jak!) nasz układ odpornościowy słabnie. I nie chodzi tutaj o to, żeby mieć brud i smród, ale zdrowe proporcje. No naprawdę wystarczy ten ocet, soda, czy szare mydło. 
     Pranie. Nie używam żadnych płynów do płukania tkanin. Mam swój proszek do prania na bazie szarego mydła, sody oczyszczonej i boraksu. Przynajmniej wiem, co w nim jest. Działa. Kiedyś mąż zakwestionował moje metody prania. że plamy nie schodzą jak w reklamach. Zdenerwowałam się i kupiłam proszek do prania i jakieś tam płyny ( do czarnego i kolorów). Plamy nie schodzą tak samo jak z moim proszkiem, do niektórych po prostu trzeba użyć odplamiacza. Czasem wystarczy moczenie w boraksie. Kupiłam też kiedyś dla porównania Vanish i jakiś typowo chlorowy środek oraz ekologiczny odplamiacz firmy L'abre Vert. I ku mojemu zaskoczeniu, ten eko jest najlepszy. Boraks musi się moczyć i to jego wada, ale też nieźle schodzi. Vanish to jakaś kpina, a ten chlorowy jest nie do zniesienia. Musiałam wietrzyć cały dzień łazienkę. Ogólnie wypróbowałam też kilka produktów ekologicznych, żeby wyrobić sobie opinię. Przyznaję, że sięgam do nich gdy brak mi czasu, gdy skończy się mi jakiś produkt albo gdy pałeczkę sprzątania przejmuje mąż, który nie przepada za zapachem płynu z orzechów. Trzeba przyznać, że jest specyficzny. 
    Kosmetyka ciała to też osobny temat. Media naciągają nas na balsamy, balsamiki itd. Tymczasem każda z nas kupuje masę kosmetyków, których nigdy potem nie używa. Nie mam racji? Jak pisałam tutaj, robię sobie kremy sama w domu. Ale też nie używam ich nadmiernie. Po prostu czasem mam uczucie suchej skóry, to się delikatnie posmaruję. Może to wynika z faktu, że domowe kremy nie uzależniają ? Bo jakoś stosując kremy sklepowe, musiałam je używać codziennie. Moja naturalna warstwa ochronna chyba przestawała być produkowana. Jeśli je odstawiłam, problem męczył mnie kilka dni i mijał. A może moje kremy są treściwsze, bardziej skuteczne? Nie wiem. Nie mam potrzeby smarowania twarzy i ciała codziennie. Zimą lubię balsamować na noc nogi masłem shea. No i balsamuję się, gdy robię większą ilość kremów dla kogoś. Jak dzieci lubią wylizywać miski z ciasta, tak ja lubię wykorzystać moje kremowe odpadki. Muszę przyznać, że ludzie działający w marketach są mistrzami. Kupiłam ostatnio w Biedronce przy kasie balsam do ust! Nie wiem dlaczego?! Mam własne pomadki i błyszczyki. 
      Reasumując, można uniknąć niepotrzebnych środków chemicznych, jeśli tylko czuje się taką potrzebę. A warto iść pod prąd.


Orzechy indyjskie                                                         Rozpuszczanie składników olejowych kremu












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sprawa Alfiego

O historii małego Alfiego, którego próbuje się zabić w Liverpolu słyszeli już chyba wszyscy. I wierzyć się nie chce, że takie rzeczy dzieją ...