sobota, 17 czerwca 2017

Dzieci zabrały mi

    Bez wątpienia zabrały mi wczasy tylko we dwoje. Nigdy nie byliśmy na wakacjach tak z mężem sami ze sobą. Ani za granicą, ani nawet w Polsce. Nie pojechaliśmy w podróż poślubną, bo wszystko odkładaliśmy na zakup działki. Czy mi tego brakuje? Nie wiem, nigdy nie byłam, nie wiem co straciłam.
    Przez dzieci utraciłam swoją "męskość". Byłam raczej typem chłopczycy biegającej po drzewach, chodziłam w spodniach. Dopiero na studiach, będąc już w związku z moim mężem, odkrywałam na nowo spódnice i bluzeczki zagubione gdzieś w okresie dojrzewania. A potem, kiedy urodziłam Maksa, odkryłam jak pięknie być kobietą i dojrzewam do całkowitego zaakceptowania swojej kobiecości - ze łzami, wrażliwością, empatią. Bo to było dla mnie najtrudniejsze.
    Bez wątpienia dzieci co dzień pozbawiają mnie resztek pedantyzmu. Nigdy nie byłam czyściochem, ale lubię mieć wszystko na swoim miejscu, poukładane. Nie znoszę szukania czapki w koszu z nakryciami głowy, a potem odnajdywać ją w rękawie. Szukać pół dnia nożyczek, kleju, taśmy, długopisu. Już nawet zjeść potrafię na stole się klejącym całkowicie, bo wiem, że jak zacznę wycierać, to jak skończę, obudzi się nasz słodziak i znów będę odgrzewać po raz setny... Ostatnio czytałam demota, spodobał mi się, choć u mnie nie jest aż tak źle: Jestem mamą. Rano wstaję, robię sobie kawę i... wypijam wieczorem. Zdarza mi się jeść obiad na kolację.
   Starsze dzieciaki oduczają mnie krytykowania. Nie potrafię przemilczeć wielu spraw. Jak mnie coś gryzie, to wyrzucam to z siebie tak długo aż mi przejdzie. Jednak czytałam kiedyś, że zło uwolnione leci dalej i trafia do adresata. Powinnam nauczyć się oddawać te moje "wnerwy" Górze. Prosiłam w modlitwie o tę zdolność, to mam synów, którzy powtarzają każde słowo. " A mama powiedziała...". To zmusza do opanowania. Niestety czasem przez nich wiem, co mówią o mnie inni ;)
   Dzieci zabrały mi bez wątpienia myślenie o sobie na pierwszym miejscu. I nie piszę tego, żeby się pochwalić, jaką jestem wspaniałą matką. Moje początki w tej roli były tragiczne. Dziecko mi ryczy, a ja w połowie kolacji przypominam sobie, że zapomniałam dać mu coś do jedzenia. Nie potrafiłam karmić malucha na głodny żołądek, więc na początku najpierw szybko jadłam, a potem dawałam dziecku. Teraz doszłam już do wprawy i najpierw karmię dzieci, potem sprzątam ( jeśli jest okazja) i potem jem sama. W spokoju i bez pośpiechu. Z czystym sumieniem.
   Moi chłopcy jak nikt okradają mnie z pychy. Jeśli na moment pomyślę, że nie taka zła ze mnie mama, robią taki bałagan, że... Ostatnio pomyślałam sobie - nie ma tragedii, schodzi mi ten brzuch po ciąży. Za chwilę Szymon z rozbrajającą szczerością mówi do mnie; Mamo, masz trochę duży brzuch, jakbyś miała dzidziusia (z nadzieją w głosie)! Kiedy napocę się najwięcej nad zdrową ekozupką, wtedy akurat nie chcą jeść. Tak nieustannie. I cieszę się z tego. Robią to naturalnie, nie chcą mnie ranić, więc nie traktuję tego jako krytyki. Ale szybko pomagają mi trafić na ziemię. Bo jako kobieta lubię sobie czasem żyć marzeniami, niekoniecznie odzwierciedlającymi realne życie.











wtorek, 6 czerwca 2017

Jak radzić sobie z frustracją ?

  Nieustannie mam wrażenie, że doba jest za krótka. Lista rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia zamiast się skracać, wydłuża się jakby każdego dnia. Wydaje mi się, że jestem niewydolna. A przecież nie obijam się, nieustannie zajmuję się czymś konkretnym! I wtedy zaczynam się stresować, dzieci mnie drażnią i jestem po prostu sfrustrowana.
   W takich momentach warto usiąść i poukładać myśli. Ja robię to właśnie teraz, podczas tego wpisu. Dla uporządkowania spraw i dla relaksu. Bo relaks jest bardzo istotny i dojdę do tego za moment.
   Przede wszystkim należy znaleźć źródło naszego stresu. Mnie aktualnie drażni to, że zaplanowałam sobie, iż po zdaniu egzaminów po klasie 2 przez Maksa odpocznę, a potem wreszcie porządnie wysprzątam. Problem polega na tym, że nieustannie planuję tak, jakbym nie miała w domu małych dzieci. Bardzo trudno jest mi zaakceptować fakt, że nie jestem w stanie mieć wszystkiego poukładanego. I do tego drażni mnie, że sama jestem sobie winna. Jestem taka chaotyczna w działaniu, nie sprzątam na bieżąco, odkładam na szybko nie na swoje miejsce, a potem irytuje mnie ilość rzeczy do posprzątania. No i mąż, który mi to wypomina ;) A krytyka, o zgrozo, działa na mnie jak płachta na byka. Tak, wiem, że powinnam przyjmować ją z miłością i pokorą. Staram się, ale ten punkt pracy nad sobą jest najtrudniejszy. Kończy się to najczęściej właśnie frustracją, która odbija się na dzieciach. Mój syn w międzyczasie właśnie zaprezentował mi wiersz o mamie. Która chodzi i sprząta i denerwuje się, że czegoś zapomniała... Dzieci są jak papierek lakmusowy moich uczuć...
   Teraz muszę sobie zadać pytanie: czy ten stres mi pomaga, czy przeszkadza? Motywuje mnie, czy raczej sprawia, że moje działanie staje się chaotyczne? Każdy z nas inaczej na stres reaguje. Wiele zależy od sytuacji. Ja na przykład w bezpośrednim kontakcie pod wpływem stresu potrafię dobrze wypaść podczas rozmowy ( o pracę, biznesową itp.). Ale  wiszący nade mną przełożony tykający głośno: tik tak, oceniający itp. sprawia, że gubię myśli, tracę grunt pod nogami i moja praca się rozsypuje.  Jeśli dana sytuacja irytuje nas tak bardzo, że zamiast motywować do pracy, raczej nas do niej zniechęca, musimy właśnie sobie usiąść i przemyśleć plan działania. Ja zdecydowanie oczekuję od siebie zbyt wiele naraz. Chciałabym zrobić wszystko, zamiast mieć plan i odhaczać punkty wg możliwości danego dnia. Bo dzieci czasem bawią się same przez 2h, a czasem marudzą cały dzień. Niemowlę potrafi spać cały dzień, ale potrafi też cały dzień marudzić. Dlatego postanowiłam zrobić sobie plan sprzątania domu. Z racji niechęci do walających się kartek ( mimo chęci do dotykania, podkreślania itp.) zrobiłam sobie plan sprzątania w google keep . Żeby mieć go na zawsze. Aplikację tę mam też w telefonie, pod ręką. Teraz muszę przepracować temat sama ze sobą. Uspokoić się, zaakceptować stan rzeczy i polubić nową sytuację. Kiedyś przecież nadejdzie dzień, że ci bałaganiarze zaczną mi pomagać, prawda? Nadzieja umiera ostatnia!
  Tylko jak teraz pozbyć się tego napięcia? Internet jest pełny artykułów na temat radzenia sobie ze stresem. Oddychanie, napinanie mięśni, sport. Jest też proponowana joga, która w kościele katolickim jest zakazana - tak dla przypomnienia. Mnie w tych metodach drażni to, że są dla mnie nieosiągalne. Nie mam takiego momentu dnia, żebym spokojnie mogła usiąść na 20 minut i oddychać. Przecież pisząc ten tekst - jako moją metodę relaksu - nieustannie zajmuję się dziećmi. Nogą kołyszę wózek, odpowiadam na pytania, przygotowuję jedzenie. Byłabym jeszcze bardziej sfrustrowana, że nawet zrelaksować się nie mogę. Mam swoje sposoby. Modlę się. Nic tak nie pomaga jak oddanie problemów Jezusowi. Piszę. Lubię przelewać myśli na... ekran. Prowadzę bloga, piszę maile. Pomaga mi sport- rolki i rower. Udało mi się zorganizować... Nie, w sumie to moje modlitwy zostały wysłuchane. Pewna rodzina pożyczyła nam wózek/rikszę. Ma ręczny hamulec i miejsce dla dwójki dzieci. Sami nam to zaproponowali, ponoć po rekolekcjach :) No i jeszcze relaksuje mnie koszenie trawy. Uwielbiam kosić. Kosiarka jest tak głośna, że nie słyszę marudzenia czy sprzeczek.Skupiam się na optymalizacji kroków celem skoszenia jak najpraktyczniej. To pochłania mój umysł i pozwala się zrelaksować.
   Wspomnę tu jeszcze o czymś bardzo ciekawym i praktycznym. Kiedyś zapisałam się dla kurs online dla rodziców w szkole syna. Polegał on na analizie pracy mózgu i ćwiczeniach mózgu. Ostatnim etapem było stworzenie mapy myśli. Bardzo to pomaga w uporządkowaniu nie tylko pracy, ale także marzeń, planów. Na środku napisaliśmy: ja w roku 2020. I potem tworzyliśmy mapę konkretnych elementów naszego życia. Mapa ta pozwoliła mi to ująć w całość, uświadomić sobie swoje potrzeby, wyznaczyć plan działania. Jeśli jakoś tu trafiłeś - zrób sobie mapę myśli, poznaj siebie.







Sprawa Alfiego

O historii małego Alfiego, którego próbuje się zabić w Liverpolu słyszeli już chyba wszyscy. I wierzyć się nie chce, że takie rzeczy dzieją ...