sobota, 24 września 2016

Aborcja. Protest za życiem.

          Jestem totalnym przeciwnikiem aborcji, widać to od początku mojego bloga. I wiele osób patrząc na mój profil na fb albo czytając moje wpisy pewnie ma podniesione ciśnienie tak jak ja, kiedy czytam te lewicowe. Generalnie mam podejście do życia, że coś jest białe albo czarne. Zawsze jednoznacznie oceniam czyn, nigdy człowieka.
         Potrafię nawet zrozumieć obrońców obecnego stanu prawnego. To taka pozycja, w której mamy czyste sumienie, bo nam nic nie wyrzuca, a jednocześnie nie bierzemy za nic odpowiedzialności. To poniekąd poczucie, że zostawiamy ludziom możliwość wyboru. Bo nie chcemy brać na siebie ich problemów, ich ciężarów. Chcemy nadal udawać, że wszystko jest ok, że nic się nie zmieniło. Gdyby zgwałcona nastolatka miała w efekcie tego przestępstwa dziecko, byłoby ono dla nas chodzącym wyrzutem sumienia. Mielibyśmy poczucie, że jej nie uratowaliśmy. Znów byłoby głośno o pedofilach i znów nikt by z tym nic nie zrobił. Wszyscy krzyczą, że trzeba ich kastrować, a nikt nie ma odwagi wprowadzić tego w życie. Wszyscy wiemy, że takie zboczenia coraz częściej hoduje się przez wszechobecną pornografię i nic z tym nie robimy. Wreszcie wszyscy godzimy się na głupie żarty, gdy jakaś dama w naszym środowisku dojrzewa, a jednocześnie nikt z nas nie potrafi jej przygotować na grożące jej niebezpieczeństwa. No i oczywiście jeszcze to opiekowanie się tą nastoletnią mamą przez tyle czasu! Bo przecież gdyby dziecka nie było, to po miesiącu można ją olać, można zapomnieć, a tak? Może by trzeba było zorganizować jej wyjazd, bo by tego potrzebowała? Może opłacać psychologów, ginekologów, położną i wszystko dookoła. Lepiej powiedzieć jej - masz wybór. Możesz dokonać terminacji ciąży ( i wielu takich ciepłych i jasnych terminów się wtedy przy niej używa) i pozbyć się problemu. A możesz heroicznie, niczym bohaterka z Hollywood urodzić mężnie to dziecko. Bo ona wtedy przecież najbardziej czuje się mężna i silna. Wtedy na pewno widzi siebie rodzącą dziecko. I my jej wtedy tak pomagamy każąc jej podjąć decyzję. Tacy jesteśmy wrażliwi!
          Podobnie ma się sprawa z rodzicami, którzy spodziewają się pięknego, różowego bobaska, okazu zdrowia. A słyszą, że dziecko będzie chore. W mediach i na portalach społecznościowych najczęściej podaje się przykłady dzieci z bezmózgowiem, zespołem Pateau, czasem tak mi znanego Edwardsa. A ja mając biegającego zdrowiutkiego Tomeczka pisząc nazwę tej wady nadal mam oczy pełne łez. Znów ściska mi serce i tak bardzo współczuję tym wszystkim rodzicom. Nosić pod swoim sercem dziecko ze świadomością, że może będzie żyć tylko chwilę i może będzie go bolało. Tego nie rozumie nikt, kto tego nie przeżył. A że najczęściej zabija się dzieci z zespołem Downa jest przemilczane. Nikt nie zrozumie bólu rodziców zajmujących się dziećmi chorymi. Także tymi po wypadkach, chorobach o których nam się nawet nie śniło. Dlaczego zatem jestem taką nieczułą jędzą i nie pozwalałabym tym rodzicom decydować o życiu lub śmierci ich dzieci? Myślę, że miarą poziomu emocjonalno - intelektualnego społeczeństwa jest to, jak traktuje ludzi chorych, bezbronnych. Bo oto kolejny raz chcemy się pozbyć wyrzutów sumienia. Już mamy dość nieustannych wpisów z prośbą o pomoc tylu chorych dzieci na fejsiku. Ileż można przelewać? A może musiałabym sobie odpuścić 10-tą torebkę, żeby komuś pomóc? A może mnie naprawdę  nie stać na to pomaganie i wnerwia mnie to najzwyczajniej, że jest tyle bólu i cierpienia? Chcielibyśmy widzieć świat dobry, bez wad, bez bólu i trudności. Żyć w świecie, gdzie zarabia się na przyjemności, a nie na to, by przetrwać. I oto staje  przed nami istota, która nigdy sobie do końca bez pomocy drugiego człowieka nie poradzi. Istota, która ma na twarzy wypisany ból, a my go nie chcemy widzieć. Malutki człowieczek, który nie pasuje do kanonu urody, bo nie ma mózgu. Powiem wam o czym ja marzyłam myśląc, że Tomek może umrzeć. Żeby umierał w ciepłych ramionach matki ( nie zatruty środkami poronnymi albo rozerwany szczypcami). Żeby odczuł tyle miłości w czasie, jaki będzie mu dany, ile tylko bylibyśmy w stanie mu dać. Żeby ucałowali go bracia, przytulili i zdążyli pokochać. Żeby Maksymilian spróbował go zapamiętać i wiedział, że ma świętego braciszka w niebie. I  bardzo współczuję wszystkim rodzicom, którym wmawia się, że są bez serca pozwalając na cierpienie własnego dziecka. To tylko głos tych, którzy nie chcą żyć ze świadomością, że na świecie jest ból i cierpienie. Że śmierć zawsze ma nad nami przewagę i koniec końców to ona wygrywa. Czy można mówić o miłości do dziecka przez pryzmat zabicia go? A co motywuje do tak tragicznych decyzji tak wielu rodziców dzieci z zespołem Downa? Ich dzieci nie cierpią tak jak te głośne w TV. Dlaczego one zasługują na śmierć? Bo wymagają poświęcenia. Albo trudnej decyzji o ich oddaniu i życiu z tą świadomością i oceną ludzi wokół. A my jesteśmy specjalistami w ocenianiu! Kiedyś na mszy siedziałam z tyłu. W naszej parafii jest dziewczynka z zespołem Downa, która czasem coś powie na głos, czasem się wierci. Jak dla mnie zachowuje się lepiej niż nie jedno dziecko w naszym kościele bez wady genetycznej, ale niewychowane. I pamiętam takiego dziadka, który się tak gapił pretensjonalnym wzrokiem i kiwał głową, kiedy ona właśnie coś powiedziała albo się ruszyła. Mi ona w ogóle nie przeszkadzała. Ale siedziałam za nim i miałam serdecznie dość jego wiercenia się, wzdychania i kiwania głową ( nawet kiedy nic nie robiła). Naprawdę miałam ochotę podejść do niego po mszy i zwrócić mu uwagę! Nie zdążyłam. Przypuszczam, że wielu niemiłych chwil doświadczają tacy rodzice. Zresztą można o tym przeczytać na ich blogach. Bo nasze społeczeństwo w tym pokoleniu jest upośledzone emocjonalnie. Na szczęście młodzi ludzie mają większą wrażliwość i wiedzę na ten temat. Niestety było mi też dane doświadczyć sposobu, w jakim informowana jest matka, czy też rodzice, o podejrzeniu wady genetycznej. Lekarz, który mnie informował ma tyle wypisanych osiągnięć naukowych , tytułów, artykułów i kursów, że nie mieszczą się na jednej stronie. Ale człowiek ten nie ma pojęcia co to jest empatia. Nie ma pojęcia jak może czuć się matka. Siedzi z kamienną twarzą, czeka aż się wypłaczesz i informuje o prawie do dalszych badań i prawie do aborcji ( co trzeba pisemnie zaświadczyć: dnia tego i tego zostałam poinformowana o przysługującym mi prawie do aborcji). Dowiadujesz się, że masz chore dziecko i za chwilę masz to napisać. Nikt Ci nie mówi, że są fundacje wspierające takich rodziców, hospicja perinatalne, że ci współczuje. Ty wiesz, że za Tobą są kolejni pacjenci ( sama czekałaś już 40 minut dłużej) i czas się pozbierać i wyjść na świat, jak gdyby nic się nie stało. No i oczywiście musisz szybko podejmować decyzje, bo masz czas do 21 tygodnia!  Więc czy można mówić tutaj o wolności podejmowania decyzji? To jest wolność czy raczej obarczenie ludzi decyzją, która będzie uzasadniona z ekonomicznego puntu widzenia ich i społeczeństwa? Społeczeństwo daje Ci przekaz - my pozwalamy zabijać takie dzieci, bo ich nie chcemy, ale Ty masz wybór. Ja się pytam - gdzie tu jest wybór??? To żaden wybór. To presja, której jedni ulegają, inni nie.
                 Przypadek trzeci - zagrożenie dla życia matki. Czym różni się ono od tego proponowanego w ustawie proponowanej przez komitet "Stop aborcji"? Bezpośredniością. Zagrożenie dla życia matki jest pojęciem bardzo ogólnym. Jest wiele problemów w ciąży, które mogą doprowadzić do śmierci. Jak chociażby odklejenie się łożyska. Dziecko umiera z niedotlenienia, a matka się wykrwawia. Zagrożeniem, gdzie powszechnie proponowana jest współcześnie aborcja jest zagnieżdżenie się dziecka w bliźnie po cesarskim cięciu. Ale nie trzeba wiele się napracować, żeby doczytać o wielu przypadkach, gdzie taka ciąża przebiegła bez komplikacji do samego końca. Przypuszczam, że będąc po kilku cesarkach bez problemu znalazłabym lekarza, który dokonałby aborcji na podstawie tego, że dziś oficjalnie maksymalna ilość cesarek w Polsce to trzy. Każda następna zagraża mojemu życiu. Nikt nigdy nie każe matce się poświęcać. Nie każe jej umierać, a już w ogóle idiotyzmem jest wskazywanie, że umrze i matka, i dziecko. Ale nie może być tak, że ja jestem nieodpowiedzialna i po 5 cesarkach zachodzę w ciążę i mówię - mam prawo do aborcji. Albo dziecko zagnieździło się w bliźnie i nie mam ochoty na stres i ciążę pod ścisłym nadzorem ( wizyty co najmniej raz na 2 tygodnie).
             Zabijanie dzieci jest zawsze złe.
          Chciałabym także wspomnieć co nieco o tych kobietach, które aborcji dokonały. Ja im wszystkim współczuję. Najbardziej tym, które nie potrafią z tym żyć. Znam ludzi, którzy tym kobietom fachowo pomagają. Całymi latami dręczą je wyrzuty sumienia. I nie ma przy nich tych, którzy aborcję im proponowali, wykonywali, doradzali. Nie ma też tych, którzy walczyli o prawo wyboru. Kto pomaga tym kobietom, kto pomaga samotnym matkom, ludziom chorym? W zdecydowanej większości są to przeciwnicy aborcji. Współczuję także tym kobietom, które traktują aborcję jak wyrwanie zęba. Jak poranione muszą być ich serca, że tak się znieczuliły...
             Jestem za totalnym zakazem aborcji. Jestem za odpowiedzialnością.

















Sprawa Alfiego

O historii małego Alfiego, którego próbuje się zabić w Liverpolu słyszeli już chyba wszyscy. I wierzyć się nie chce, że takie rzeczy dzieją ...