środa, 11 stycznia 2017

Jak ogarnąć dzieciolandię ???

   Czytałam ostatnio wpis pewnej mamy na blogu  mamypunktwidzenia . Słowa: "Znacie to uczucie, kiedy dziecko zasypia a Wy wygodnie siadacie na kanapie z pilotem w jednej ręce oraz kubkiem gorącej czekolady w drugiej? Nie? Ja również. " sprawiły,  że postanowiłam napisać coś od siebie. Od jakiegoś czasu znam to uczucie każdego wieczoru, czasem nawet po południami. Jestem mamą od 7 lat. Dokładnie dziś mój pierworodny syn ma urodzinki i dlatego postanowiłam podzielić się swoim doświadczeniem, jak doszłam do tego etapu - czasu tylko dla siebie z kawą, czekoladą, kakao czy laptopem :)
    Przede wszystkim praca w domu oznacza nieustanne zmiany. To, że dziś jestem w stanie usiąść wieczorem czy w ciągu dnia nie oznacza, że tak było, jest i będzie. Dziś moi chłopcy mają 7 , 4 i niecałe 2 lata, ale za miesiąc w naszym domu powitamy nowego  kawalera i wszystko może ( ale nie musi) przewrócić się do góry nogami. Trzeba się na to nastawić, żeby potem się nie frustrować.
   Dzielę pracę w domu na 3 części:

  1. sprzątanie 
  2. jedzenie
  3. edukacja
Myślę, że to główne obowiązki mamy i żony. Każda z nas jedne lubi bardziej, inne mniej. Ja zdecydowanie najbardziej nie lubię gotować i nie mam do tego talentu. Jest to dla mnie trudny temat, bo każda żona chciałaby zachwycać swoją rodzinę pysznymi obiadkami, a mi raczej takowe nie wychodzą i nie mam do tego serca... Cóż zrobić, nikt nie jest doskonały!
   Dlatego zacznę od jedzenia. Choć nie jest to dla mnie jakaś wielka przyjemność, podchodzę do sprawy bardzo poważnie. Z powodu zdrowia. Wiem już z doświadczenia, a nie z artykułów, że to, co podajemy naszym dzieciom i sobie ma wpływ na nasze zachowanie. Dieta wysokocukrowa, to dzieci żywe, pełne energii, czasem agresywne. Częściej chorujące także. Dlatego na ile pozwala nam kultura, w której żyjemy i otoczenie, ograniczam w naszej diecie cukier i chemię. Widzę na ten temat dostarczyły mi głownie "Zamień chemię na jedzenie", "Jaglany detoks" i 2 kolejne książki Marka Zaremby oraz "Ukryte terapie" J. Zięby. Czytałam też co nieco o oczyszczaniu organizmu, o teoriach św. Hildegardy z Bingen czy diecie dr Ewy Dąbrowskiej.  Oczywiście nie da się, moim zdaniem, przygotowywać zawsze zdrowe posiłki dla rodziny, pełne witamin i dobrze dobrane. Jest to trudne, kosztowne i meczące. Ale nieodpowiedzialnością jest w ogóle nie brać pod uwagę tej wiedzy. My już całkowicie przestawiliśmy się na zdrowe śniadania ( stanowią one 90% spożywanych przez nas pierwszych posiłków). Nie idealne, bo ile teorii tyle ideałów ;) Są to kasza manna, płatki owsiane i najczęściej kasza jaglana z owocami. Dziś na przykład zrobiłam jaglankę z dynią, jabłkiem, żurawiną i granatem. 
Było to jedno z bardziej pracochłonnych i wymyślatych moich śniadań. Kasza jaglana ma to do siebie, że można ją ugotować w większych ilościach i zostawić w lodówce na kilka dni. Także potem pozostaje mi tylko dobrać dodatek do kaszy. Najczęściej są to jabłka z uwielbianym przez synów cynamonem. Czasem do tego podpiekam banany. Książki Marka Zaremby mają wiele ciekawych przepisów, które są dla mnie inspiracją. Początkowo robiłam wszystko dokładnie wg przepisów, ale z powodów finansowych i niechęci do marnowania jedzenia, musiałam dostosować nieco dietę do ilości członków rodziny i finansów właśnie. Żywność eko jest droższa i trzeba, moim zdaniem, dostosować zakupy do budżetu i chęci. Bo nie chodzi o to, żeby gotować zdrowo i chodzić non stop poirytowanym. Nie o to chodzi. Ja wprowadzałam wszystko etapami, powoli się ucząc. Natomiast jeśli chodzi o zdrowie, to 
  • unikam lekarza jak ognia, bo poczekalnia to źródło kolejnych chorób ( oczywiście w granicach rozsądku!!!)
  • regularnie serwuję dzieciom tzw. bomby witaminowe 
  • każdy kaszel, katar czy kichnięcie to serwowanie zwiększonej dawki witaminy C, spożywamy jej także więcej w okresie jesienno-zimowym, a także witamin D i K
I muszę przyznać, że w porównaniu do sytuacji sprzed kilku lat, jest ogromna poprawa. Nasz pierwszy syn miał częściej antybiotyk w pierwszym roku życia niż jego bracia razem wzięci w ciągu ich całego życia. Oczywiście wiązało się to także z innymi elementami. Zmiana sposobu żywienia to nie dotknięcie magicznej różdżki. 
    Kolejnym tematem, który spędza sen z powiek zdecydowanej większości matek to porządek. A raczej jego notoryczny brak. I można udawać, że nie widzi się bałaganu. Jeśli potrafisz- ciesz się! Ja nie widzę bałaganu tylko wtedy, gdy jestem chora... Po prostu oboje z mężem wolimy czystość i kiedy jest brudno, chodzimy jak tykające bomby zegarowe! To nie oznacza, że u nas zawsze lśni, tak się nie da mając tyle sił i chęci co ja i tyle sił i chęci bałaganienia co nasze łobuziaki. Jest jedno ALE. Zasady. W zachowaniu względnej czystości bardzo pomagają zasady. Nie ma jedzenia na górze, wynoszenia zabawek na dół ( sypialnie - góra, salon-dół) itd. Każdy z nas powinien postawić granice dzieciom tak, żeby móc spokojnie żyć. Dzieci nie muszą być centrum naszego świata i też powinny się dostosować do naszych uczuć. Wiadomo, że kilkumiesięczny bobas będzie miał na dole zabawki, żeby mi było wygodniej się nim zajmować. Ale kto opanował chodzenie po schodach ( czy też raczkowanie po schodach), ten bawi się na górze i basta! Drugim elementem, który pomógł mi chyba najbardziej był  MINIMALIZM. Dopiero niedawno uświadomiła mi koleżanka, że jestem minimalistką z natury. Zachwycił mnie jej entuzjazm w ograniczaniu przedmiotów po lekturze ksiązki "Minimalizm daje radość",  która jest już na liście tego, co koniecznie przeczytać muszę. Im więcej mamy przedmiotów, tym trudniej jest nam je opanować. A dotyczy to przede wszystkim zabawek. Czy na pewno Twoje dziecko potrzebuje ich wszystkich naraz? Nie? To po co są pod jego ręką? U nas 3/4 zabawek siedzi na strychu ( u innych np. wysoko w szafach pochowane w pudłach) i co jakiś czas je wymieniamy. Mamy też umowę, że jeśli porządku nie będzie, zmniejszymy ich ilość.  Mniej więcej wygląda to tak:




Pierwszy regał stoi na podłodze i są to zabawki, którymi mogą bawić się wszyscy. Nad nim wisi półka z grami edukacyjnymi i puzzlami dla starszych synów. Ponadto mają skrzynię z drewnianymi torami i pociągami oraz pudło z klockami. I książki w sypialni, poza zasięgiem dwulatka. Ten system panuje u nas od kilku miesięcy i jest najefektywniejszym póki co wymyślonym. Zabawek jest na tyle mało, że chłopcy nad nimi panują, ale też mają co robić. Są jeszcze gry planszowe bardziej skomplikowane, które tylko my możemy wyciągać i są poza ich pokojami. Wspomnę o nich poniżej odnośnie edukacji.  Minimalizm warto wprowadzić w ubraniach, kosmetykach, urządzeniach domowych. Mieć tylko to, co się używa naprawdę a nie "może kiedyś się przyda". Ja jestem na etapie wprowadzania go na większą skalę, bo widzę, że im więcej mam, tym jest mi trudniej! Cały problem polega na tym, że trzeba też szanować pozostałych członków rodziny i ich potrzeby. Także potrzebę posiadania czegoś. To trudna szkoła negocjacji, ale warto się poświęcić. I jeszcze ostatnia sprawa - sprzątanie i pranie staram się robić "eko". O tym kiedyś już pisałam tutaj . Nie zawsze mam czas i siły na wszystkie elementy ekologicznego sprzątania, mam na myśli aktualny stan zaawansowanej ciąży, ale staram się chociaż kupować ekologiczne środki czystości.
    Ostatni temat to mój ulubiony. Edukacja dzieci. To jest coś, co lubię robić i na co nigdy nie mogę znaleźć wystarczająco dużo czasu. Powszechne jest dziś tworzenie dzieci geniuszów. Koniecznie instrument, pływanie, szachy, języki obce itd. Nie uważam, że trzeba robić tak jak wszyscy, czy w jedną stronę ( o czym wspominałam) czy w drugą - posłać do szkoły i się nie interesować. Gdybym mieszkała w mieście i musiała wrócić do pracy, poszukałabym placówki, która mi odpowiada. Przedszkola i szkoły różnią się od siebie i rodzice mają wybór. Szczególnie jeśli chodzi o przedszkola. My natomiast zdecydowaliśmy się na edukację domową. Z wielu przyczyn i nie o tym chcę pisać. Chciałabym raczej opisać jak to u nas działa. Do szkoły "chodzi" tylko najstarszy syn. Mamy książki, ćwiczenia i z nich korzystamy. Ale staram się także, żeby dzieciaki uczyły się przez zabawę. Bardzo dużo daje rozsądne kupowanie gier czy puzzli i proszenie rodziny właśnie o konkretny zakup w ramach prezentu. Często kupuję z serii CZu CZu dla młodszych, puzzle mapy i edukacyjne gry planszowe. Aktualnie na fali mamy "Było sobie życie". Chłopaki kochają bajki z tej serii ( właśnie jednym z prezentów były wszystkie części), a teraz gramy w grę planszową. I także dorośli mogą się wiele z niej nauczyć, co sprawia, że nie jest nudna. Mieliśmy etap memory flagi świata. Bardzo lubimy robić tzw. lapbooki.   Świetnym prezentem, który dostaliśmy były pusy. Myślę, że sprawia mi to tyle przyjemności, bo sama byłam w szkole klasycznym panikującym kujonem, który bał się sprawdzianów i uczył się na pamięć i oczywiście nic z tego nie pamiętam. Teraz uczymy się wszyscy razem i świetnie się przy tym bawimy! Nawet jeśli pracujesz, nie rezygnuj z takich zabaw. Oczywiście nie masz czasu tyle co osoba pozostająca w domu z dziećmi, ale ten czas rozwoju dla was jest też czasem z dzieckiem, który na zawsze pozostanie w jego wspomnieniach. Nawet z młodszym dzieckiem można usiąść i pograć - ja lubię zabawki  typu montessorii. Dziecko się rozwija, a mama nie umiera z nudów ;) I wszyscy miło spędzamy czas. 






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sprawa Alfiego

O historii małego Alfiego, którego próbuje się zabić w Liverpolu słyszeli już chyba wszyscy. I wierzyć się nie chce, że takie rzeczy dzieją ...